To była dla mnie najtrudniejsza rozmowa w telefonie zaufania. Czułam bezsilność, jakby moje możliwości – jako wolontariuszki – się skończyły.
Dyżuruję w telefonie zaufania już dwa lata, podczas których odbyłam wiele trudnych rozmów. Towarzyszyłam kobietom w ich cierpieniu, samotności. Nie raz stawaliśmy na głowie, żeby pomóc rodzinom w tragicznej sytuacji, np. z problemem przemocy. Z czasem staliśmy się zespołem do zadań specjalnych – pomagaliśmy w wyjeździe z miasta na czas ciąży, w powrocie na rynek pracy lub w leczeniu męża alkoholika. Mam świadomość, jak wiele jesteśmy w stanie wspólnie zorganizować, ile osób wspiera Dwie Kreski, a mimo to w trakcie tej rozmowy przepełniało mnie poczucie bezsilności i smutek.
Zadzwoniła młoda kobieta, mama trojga dzieci. Opowiadała o tym, jak całe tygodnie spędza sama z dziećmi w domu, podczas gdy mąż pracuje w delegacji, by utrzymać rodzinę. Kiedyś pracowała zawodowo, prowadziła aktywne życie, wszystko zmieniło się z przyjściem na świat pierwszego dziecka, dla którego poświęciła absolutnie wszystko – życie towarzyskie, rozwój zawodowy, marzenia. Po kolejnych latach spędzonych w domu, zaplanowała powrót na rynek pracy. Znalazła przedszkole i żłobek. Dostała się na wymarzony staż. Przygotowywała się na wyjście ,,do świata”.
I zobaczyła dwie kreski na teście. Wiedziała, że nie może sobie pozwolić na kolejną ciążę. Wszystkie plany legły w gruzach. Kobieta opowiadała o lęku, o tym, że czuła się pozostawiona sama, gdy mąż powiedział ,,rób, co chcesz”.
Wsłuchiwałam się w jej słowa i starałam się zrozumieć jej uczucia, docenić to, jak wiele przeszła. Rozmawiałyśmy godzinę o różnych możliwościach.
,,Jak możemy Ci pomóc? Czego byś teraz potrzebowała najbardziej?” – spytałam.
,,Nic. Żadne pieniądze, wsparcie wolontariuszy nie zmieni mojej decyzji. Zostałam z tym wszystkim sama i teraz muszę pozbyć się problemu. Nawet jeśli tego nie chcę”.
Ta młoda mama wie, że jeśli będzie chciała przyjąć naszą pomoc, zawsze może się do nas zgłosić. Nigdy więcej nie rozmawiałyśmy.