Kiedy w słuchawkach usłyszałam głos Zofii domyśliłam się, że hamuje łzy i jest pełna trudnych emocji. Tę dojrzałą kobietę mającą dorosłe dzieci, przytłoczyła informacja o ciąży z mężczyzną, z którym właśnie… planowała się rozwieść. Nie chciała mieć z nim nic więcej wspólnego, a co dopiero dziecko. Poza tym uznała, że macierzyństwo, „pieluchy i wszystkie te sprawy” ma już za sobą, dzieci urodziła i odchowała wiele lat wcześniej. „Wyszła z wprawy”, jak twierdziła. Zastanawiała się też czy ma wystarczająco dużo sił na późne i samotne macierzyństwo. Czy jednak samotne? Okazało się że ma oparcie w dzieciach, z którymi stworzyła dobrą relację, które mają stabilną sytuację zawodową i mieszkaniową.
Była świadoma, że już sprawdziła się jako matka. Wręcz rozpierała ją duma z wykształcenia dzieci i tego, jak znakomicie radzą sobie w życiu. Za sukces uważała jednak przede wszystkim to, że ona i jej dzieci są sobie bardzo bliskie. Mimo to, pełna niepokoju, raz po raz zadawała pytanie „Czy ja dam radę?”. A mnie przez głowę przelatywały ciągle żywe wspomnienia bolesnych chwil i wahań własnego macierzyństwa, ale też dziesiątki trudnych historii kobiet, z którymi zetknęłam się w Dwóch Kreskach. Zastanowiłam się, a potem z pełnym przekonaniem powiedziałam do niej: „A kto da radę, jeśli nie Pani, pani Zofio?”.